Strona główna
Foxie
Rubin
Beagle
Wystawy
galeria
Dodatki
Filmoteka
Księga gości
Forum
Toplista
Linki
Kontakt
Na forum
Liczba gości na stronie:
1


 3.11.2003  Dzisiaj się urodziłam. Mam brata i cztery siostry. Rodzice są bardzo dumni. Bardzo mi się chce spać.

 8.11.2003  Dowiedziałam się, że mieszkam w hodowli Matricaria w Zakrzewku koło Toruniu. Moja pani - na imię ma Basia - jest bardzo miła i strasznie nas wszystkich kocha.

 15.11.2003  Podobno należę do rasy beagle. Sądząc po tacie i mamie to bardzo ładna rasa. Mój tata Skansehoj's BLAZE jest championem.

 22.11.2003  Niedawno oglądał nas weterynarz. Wszyscy jesteśmy zdrowi.
Słyszałam, że jesteśmy rasą psów gończych. Nie wiem jeszcze co to znaczy, ale brzmi ładnie.

 29.11.2003  Była dzisiaj u mojej Pani rodzina z Torunia i rozmawiali o mnie. Chyba będę miała nowy dom.

 6.12.2003  Dzisiaj znowu odwiedził mnie ten chłopiec z Torunia, który był z rodzicami tydzień temu. Ma na imię Piotrek. Zrobił mi kilka zdjęć. Nawet nie wiedziałam, że jestem taka śliczna. Słyszałam, jak Piotrek mówił do mojej pani, że będę miała swoją stronę w Internecie. Nic z tego nie rozumiem, ale nie mam nic przeciwko temu.

 7.12.2003  Ostatnio nasza pani uczy nas stać w jakiś dziwny, niewygodny sposób. Na razie mi to nie wychodzi, ale chyba się nauczę. Tata mówi, że to jest obowiązkowa postawa na wystawach psów rasowych. Już nie mogę się tych wystaw doczekać. Tam musi być strasznie fajnie.
Od wczoraj moja pani mówi do mnie Foxie. Czyżby to było moje nowe imię? Ładne. To znaczy, że teraz będę się nazywała Foxie English Matricaria po Skansehoj's BLAZE - ale to brzmi. A w ogóle to chcę się bawić i chce mi się siku.

 13.12.2003  Dzisiaj Piotrek mnie nie odwiedził. Ale mam nadzieję, że jeszcze będę się z nim mogła bawić do woli. Tylko czy on, podczas zabawy, pozwoli gryźć się po uszach, tak jak mój brat i siostry? I czy będzie tak piszczał? Z własnego doświadczenia wiem, że to jednak boli.
Gdy moja pani woła do mnie Foxie, to biegniemy do niej wszyscy. Straszną mam z tego uciechę. Pani też. I wszystkie pozostałe szczeniaki.

 20.12.2003  Mieliśmy dzisiaj przegląd. My szczeniaki. Właściwie powinnam napisać miałyśmy, bo my - suczki - jesteśmy cztery, a piesek jest tylko jeden. Tylko, że on jest silniejszy i tylko mamy się boi. No więc, jak już wspomniałam, miałyśmy przegląd. Zdrowia oczywiście. Przegląd robiła nam pani Basia, a dwóch obcych panów się przyglądało. Jeden z nich chciał się do nas dobrać, ale pani Basia nie pozwoliła. To był jakiś sędzia z jakiegoś Związku Kynologicznego, czy coś w tym rodzaju. Interesował się naszymi zębami. Może chciał się z nami trochę pogryźć? Trochę mnie to dziwi, bo na zbyt atrakcyjną kość nie wyglądał. Ale chyba się przestraszył naszych szpileczek, bo nawet nie próbował nas kłapnąć.
Za to ten drugi gość od samego początku wydał mi się podejrzany. Małomówny jakiś. Mówił coś o tatuowaniu i o numerach, ale nie bardzo rozumieliśmy, przepraszam, rozumiałyśmy o co chodzi. Niedługo jednak czekałyśmy, aby się przekonać. Pokłuł nam uszy jakimś aparatem, który miał strasznie dużo igiełek. Piszczeliśmy straszliwie. Całe szczęście, że sami się gryziemy po uszach, to już nie było nic nowego, tylko bolało więcej. Dziwi mnie tylko, że pani Basia na to patrzyła i nie zdzieliła go czymś przez łeb. Przysięgliśmy mu zemstę. Każde z nas postara się zapamiętać jego zapach, a jak go kiedyś spotkamy, to..., to..., to przynajmniej się go obsika!

 21.12.2003  Był Piotrek. Z rodzicami oczywiście. Ale przyjechał jakoś nie w porę, bo właśnie spałam. To jest zupełny brak szacunku, żeby od śpiącego psa wymagać merdania ogonem. Więc nie merdałam. Trochę się ożywiłam, gdy pani Basia przyniosła mojego braciszka. On to od razu merdał, cygan jeden. Gdyby nie był silniejszy to bym mu odgryzła ten jego ogon. Merda, małpa jedna, do nie swoich. A niech merda. Schowałam się za poduszkę, może pomyślą, że mnie nie ma. Ale pani Basia mnie wyciągnęła. Okazało się, że Piotrek przyniósł mi jakąś zabawkę. Obwąchałam toto, trąciłam nosem, a to coś nic. Nie rusza się, nie piszczy, nie wącha. Po co mu nos, jak nie wącha. Będę się musiała tym zająć.

 24.12.2003  Dzisiaj jest, podobno, jakiś szczególny dzień. Rano słyszałam, jak tata mówił do mamy, że dzisiejszej nocy ludzie będą mówili psim głosem. Tak zrozumiałam. Troche to mi się wydaje dziwne, bo skąd ludzie wezmą nagle - na tę jedną noc - ogony, żeby do nas radośnie pomerdać? Zaszczekać to by jeszcze pewnie potrafili, ale te ogony. Psi ogon, to przecież bardzo ważny organ wyrażania uczuć i radości. Bez ogona nie da się normalnie żyć, a bez merdania nie ma mowy o radości. Wiem coś o tym, bo sama merdam. A tata jak potrafi merdać! Mało mu się ogon nie urwie.
Rano pani Basia przyszła do nas jak zwykle, ale mówiła też jak zwykle. Nic nie zapowiada tego przejścia ludzi na psią mowę. Do nocy wprawdzie jeszcze daleko, ale może warto by było poćwiczyć... Już się nie mogę doczekać, żeby zobaczyć jak to będzie wyglądało.
Z kuchni dochodzą jakieś ciekawe zapachy. Co to może być? Na pewno czuję kiełbasę. I chyba jeszcze jakieś mięsiwa. I chyba kapustę. Czyżby bigos? Tak, to może być bigos. Tylko, że nam, psom, pewnie nie dadzą. Znowu będzie sucha karma. Żeby chociaż jakąś kością się podzielili, że o kawałku świni nie wspomnę. Ciekawa jestem jak smakuje taka świnia. Muszę zapytać taty. Ale i tak najlepsze jest mleko od mamy.
Strasznie mi się dłuży ten dzień. Już sobie wyobrażam - przyjdzie noc, przyjdą ludzie i będą merdać. Nie, to chyba nie jest możliwe...

 25.12.2003  Czy wiecie jak wygląda królik? To takie małe zwierzątko, taki futrzak. Nie potrafi toto chodzić, jak normalny pies, tylko kica. Szczekać i merdać ogonem też nie potrafi. Co ja mówię - ogonem. Trudno to coś, co mu wystaje z tyłu, nazwać ogonem, to bardziej przypomina pluszową zabawkę, więc jak taką zabawką merdać.
Królik jest, podobno, ulubionym towarzyszem zabaw Beagli. Lubi się bawić w berka. On ucieka, a ja gonię. Co ciekawe, nie słyszałam, żeby było odwrotnie, to znaczy, żeby królik gonił Beagla. Widocznie potrafi się bawić tylko w jedną stronę.
Ja jeszcze nie miałam okazji bawić się z królikiem w berka. Tata mówi, że bez królików świat byłby pusty, a życie nudne. Królik jest tą istotą, która nadaje sens psiemu życiu. Muszę namówić Piotrka, żeby koniecznie kupił mi królika do zabawy. No, chyba, że spotkam gdzieś tego kicającego futrzaka na spacerze. To dopiero będzie frajda - najpierw będzie biegł królik, potem ja, a na końcu Piotrek. Pyszna zabawa.

 26.12.2003  Od dzisiaj mam nowy dom! Ładnie tu. I czeka mnie bardzo duzo zajęć. Najpierw muszę wszystko dokładnie obwąchać, żeby się zapoznać z terenem. Potem trzeba będzie obsikać co nieco, bo to, w końcu, mój teren. No i jeszcze muszę sprobować co da się ugryźć, a co nie. Na pierwszy rzut oka, widzę, że sporo jest do gryzienia. Ta kanapa, na przykład, jest świetna. Chyba nie będzie mi się nudziło.
Tęsknię za rodzeństwem i mamą. I za panią Basią.

 27.12.2003  Próbowałam dzisiaj wykopać w podłodze dziurę. Każdy porządny beagiel powinien wykopać sobie dziurę. Ale jakoś mi się nie udało. Strasznie się zmęczyłam. Próbowałam potem raz jeszcze i nic. Naszczekałam więc na nią, niech sobie nie myśli. Będą musiała spróbować kiedy indziej, może wtedy się uda.

 28.12.2003  Trochę piszczę w nocy, żeby sobie nikt nie pomyślał, że mnie nie ma, albo że uciekłam. Przynajmniej wiedzą, że jestem i się nie martwią.
Wydaje mi się, że oni nie mogą spać, jak ja piszczę. No, ale wtedy przecież ja też nie śpię. A skoro stanowimy jedno stado, to musimy mieć "po równo".

 29.12.2003  Dzisiaj w nocy udało mi się wyjść z kojca. Co za radość. I jakie zdziwienie u moich domowników. Myśleli może, że mają ciamajdę, a nie psa. Ja im udowodnię, że mają porządnego beagla, który byle czym się nie zraża. I pokażę do czego jestem zdolna. Na pewno będą zachwyceni.

 30.12.2003  Odkryłam, że jedną z najciekawszych rzeczy, jakie wymyslił człowiek są buty. Takie coś do noszenia na tylnych łapach (oni to nazywają nogami).
Buty są chyba też bardzo ważne dla ludzi. Jak tylko się do nich zabieram, to od razu wpadaja w jakieś dziwne uniesienie. Od razu słyszę "nie gryź". To po co, w końcu, mam te zęby, dla ozdoby? Ja jestem porządnym psem, a każdy porządny pies musi się dobrać do jakichś butów. Przynajmniej w dzieciństwie. Żeby wszyscy mieli co wspominać. Nawet ludzie to potem z rozrzewnieniem wspominają. Skoro, tak im to zapada w pamięć, to dlaczego nie pozwalają gryźć? Dziwne.
Buty są świetne. Zrobione są z fajnej skóry i można je potargać za sznurowadła. Poza tym, jak się zabierze człowiekowi jeden but, to przecież zawsze zostanie mu drugi, więc o co ten cały raban?

 31.12.2003  Coś się dzisiaj szykuje. Tak wygląda, jakby w ciągu nadchodzącej nocy nie wolno było spać. Ciekawa jestem dlaczego. I co to będzie za noc.

Strasznie lubię, gdy mój pan głaszcze mnie po brzuszku. Kładę się wtedy na grzbiecie i pozwalam na pieszczoty. Mama też kiedyś lizała mnie po brzuszku. Ciekawe, dlaczego pan mnie nie liże. Może ma za krótki język?

 1.1.2004  Takiej strzelaniny jak dzisiejszej nocy to ja jeszcze nie słyszałam. Myślałam, że to polowanie. Wystawiłam więc ogon do góry i zaczęłam węszszyć, żeby złapać trop. A tu nic nie pachnie, żadnej zwierzyny. Na co ci ludzie tak polują? Lwy pouciekały z klatek, czy króliki nadmiernie się rozmnożyły? O co tu chodzi? Patrzę na moich a oni nic, nawet strzelby nie wyjęli (nieraz wątpię czy w ogóle maja strzelbę), tylko się całują i popijają jakiś srebrzysty płyn z kieliszków. Zbaraniałam całkowicie na ten widok, i sama nie wiedziałam, czy gonić zwierzynę czy... sama już nie wiem. Jak można tak ignorować polowanie? Patrzę, a tu przyszli sąsiedzi z dołu. Ocho, myślę sobie, zbierają się na nagonkę. Pewnie ci z dołu i moi to naganiacze, a nie myśliwi. Ale co oni się tak poubierali. W krawacie na polowanie? Ja ci dam krawat, ignorancie jeden z drugim. No więc jak się tylko sąsiad do mnie nachylił, żeby mnie pogłaskać, to ja dawaj za ten jego krawat. Myślę sobie, albo go zdejmę, albo chłopa uduszę. A ten się śmieje. Zaczęłam przy tym warczeć, żeby nie myślał, że żartuję. A ten dalej się śmieje i jeszcze mnie głaszcze, ale tak sprytnie jakoś, żebym nie mogła go schwycić ząbkami za rękę. A w nosie - myślę sobie - nie chcecie polować to nie. Na wszelki wypadek obszczekałam wszystko dookoła, żeby ludzie wiedzieli, że jestem na posterunku, i poszłam spać. Skandal!
Rano moi państwo wstali później, jacyś tacy niedospani. Coś mi to podejrzanie wygląda. Doszłam do wniosku, że jak poszłam spać, to oni poszli na to polowanie. Pewnie nie chcieli mnie zabrać, bo jestem za mała. Nie wiedzą, nieboraki, że mały Beagiel, ma taki sam węch jak duży, tylko łapki krótsze i ogonek mniejszy. Ale i tak ich kocham.

 2.1.2004  Mój pan się ostrzygł. Zupełnie nie wiem po co, bo i tak prawie nic nie miał na tej swojej łepetynie, a teraz ma jeszcze mniej. Jak się nachyli, to z daleka widzę, że to on, taki blask bije. No, chyba, że założy kapelusz, to wtedy nie jest tak jasno. Szkoda tylko, że przystrzygł brodę. Zawsze jak się do mnie pochyla, to próbuję go za tę brodę wytarmosić, a teraz będzie trudniej. Że też ci ludzie tak muszą utrudniać psu życie...

 7.1.2004  Byłam dzisiaj u psiego lekarza. Oglądał mnie jakby nigdy w życiu psa nie widział. Może nie widział. Chyba mu się podobałam. Zaglądał mi tu i tam, do uszu, do pyska, zmierzył mi temperaturę, pomacał brzuch i gardło i powiedział, że jestem zdrowa. A jaka mam być?
Podczas tego badania wyrywałam się jak tylko umiałam, ale mnie mój pan nie puścił. Szkoda, tyle tam było ciekawych rzeczy do gryzienia.
Na koniec zrobili mi zastrzyk. Nie bolało. Ale więcej tam sama nie pójdę.

 9.1.2004  Dzisiaj moi państwo mówili coś o smyczy. Wiecie co to jest smycz? To taki dłuuuugi kawałek, raczej martwej, krowy (albo świni). Dali mi to do zabawy. Zabrałam się, oczywiście, natychmiast do gryzienia, żeby sobie nie pomyśleli, że jestem senna, albo że się tego boję. Nawarczałam się przy tym okropnie. A potem jeszcze naszczekałam na cały świat. Mam nadzieję, że teraz już wszyscy wiedzą, co o tej smyczy myślę. Tylko do czego to służy? Do zabawy, do gryzienia? Chyba tak. Tym bardziej, że na końcu miała ta smycz taką fajną sprzączkę. Uwielbiam gryźć sprzączki. Piotrek, jak się ze mną bawi, to ma taki dress ze sprzączkami przy kieszeniach i ja zawsze staram się za to złapać. A on się, niecnota, śmieje. Ze mnie się śmieje. Ale dzisiaj go za to ukarałem. Po prostu za bardzo się nachylił i miałam jego ucho w zasięgu ząbków. No to ja go kłap. A on się za to ucho złapał i ucieka mi z linii strzału. To ja go dawaj za rękę. A ten piszczy "ała" i znowu się śmieje. Pewnie mu się podobało. Cudowna zabawa. Szkoda tylko, że on tę moją zemstę potraktował jako zabawę. Ale życie psa jest długie jak ta smycz, o której wspomniałam na początku. Więc chyba jeszcze się z uchem Piotrka spotkam sam na sam. A wtedy... no może tylko poliżę? Przecież go kocham.

 10.1.2004  Chyba najlepszą rzeczą na świecie jest brzuch mojego pana. Nie do jedzenia, oczywiście, ale do przytulania się. Jest to brzuch miękki, ciepły i duży - większy niż moja mama i tata razem wzięci. Jak tylko mój pan usiądzie na podłodze, żeby się ze mną pobawić, to ja zaraz ładuję się mu na kolana i przytulam się do tego brzucha. I tak mi się robi ciepło, cieplutko, że zaraz zasypiam...

 11.1.2004  Wczoraj moja pani chciała mi założyć na łepetynę jakiś kaptur, bo mieliśmy wyjść na balkon, żeby się przewietrzyć, a zimno było jak to w styczniu być potrafi. Też mi coś kaptur. A co to ja mniszką jestem, żeby w kapturze chodzić. Od razu schwyciłam go w zęby i wytarmosiłam. Potem, starym zwyczajem, obszczekałam cały świat. Ciekawa jestem, dlaczego cały świat nie szczeka wtedy na mnie. Ja szczekam, a on milczy jak zaklęty. A może taki jest mną zadziwiony? Ale przynajmniej mój pan mi odszczekał. Troche mu to nie wychodzi, bo kto to słyszał, żeby tak wyraźnie wymawiać "hau", ale w ostateczności może być. Zesikałam się ze śmiechu. Mam nadzieję, że jeszcze nauczę go szczekać jak należy.

 12.1.2004  Dostałam nowe legowisko, żebym się mogła wylegiwać, jak porządny pies. Od razu zaczęłam w nim kopać, ale nic nie wykopałam. Nie udało się. Śliskie to jakieś i mocne. Ciekawe co jest w środku. Na wszelki wypadek na to coś naszczekałam, moim zwyczajem, i zajęłam się kością. Ciekawe kto wymyślił kości. To jest genialne. Nie dość, że nie piszczy przy gryzieniu, to jeszcze nie ucieka. Można szarpać do woli. I, co zdumiewające, nikomu to nie przeszkadza, w przeciwieństwie do - na przykład - butów. Gdybym ja miała buty, to zaraz bym je zjadła.
Pomogłam dzisiaj rozebrać choinkę. Gdy państwa nie było w domu uciekłam z mojego pokoju (bardzo się namęczyłam, zanim to zrobiłam, ale udało się). Spokojnie powęszszyłam po całym mieszkaniu, bo nikt mi nie przeszkadzał, i w dużym pokoju jakoś tak tę choinkę złapałam, że zleciała ze stolika. Rumor przy tym był niesamowity. Oczywiście uciekłam na swoje legowisko. Gdy Piotrek wrócił ze szkoły, to bardzo się zdziwił, że go witam w progu. Nie będę opowiadała co było potem. W skórę nie dostałam, tylko pan był jakiś zły i kazał mi leżeć. Tylko nie wiem o co ten cały rwetes. Powinni być dumni, że mają takiego mądrego psa.

 13.1.2004  Stary Piotr ostrzygł młodego Piotra. Nie dość, że sam siebie pozbawia sierści, to jeszcze dziecku robi krzywdę. Ale im się to podoba. Dziwni są ci ludzie. Słyszał to kto, żeby psy się strzygły? A może jednak... Takie "sierściuchy" mają przecież tyle tych kudłów, że jest co ciąć. Muszę to przemyśleć. W każdym bądź razie, Piotrek wygląda teraz łyso jakoś. Nie tak łyso jak jego ojciec, bo jemu to już nic nie pomoże, ale inaczej. Będę się musiała przyzwyczaić. Ale teraz u Piotrka lepiej widać uszy. Czyli łatwiej mi będzie na nie polować. Czyli oni to zrobili dla mnie? Chyba ich za to wyliżę.

 14.1.2004  Zwiałam znowu z pokoju. Pan myślał, że jak zrobił płotek w drzwiach, to ja sobie nie dam z nim rady. Ale od czego Beagle mają głowę. Pokombinowałam i uciekłam. Teraz wszyscy patrzą na mnie jakby z podziwem. Ale jakoś nie słyszę: "mądry pies". A może ja źle słyszę?
Tak się zastanawiam, co to jest mereżka. Bo to jest tak: gdy tylko próbuję okazać mojej pani swoją psią miłość, kiedy ona wraca z pracy, to zaraz słyszę "tylko nie zrób mi mereżki" i pani cofa się z dziwnym lękiem w oczach. Co ja mogę zrobić takiej dużej pani. Przecież jej nie gryzę, tylko łapię pieszczotliwie ząbkami za kieckę i wspinam się do góry, żeby dać się pogłaskać, merdając przy tym radośnie ogonem. Podejrzewam, że o to wspinanie chodzi. Bo pani się cofa, gdy ja opieram się łapkami o jej nogi. A pan wtedy się śmieje i woła "zrób pani oczko". Tego też nie rozumiem. Tak wygląda, że mereżka i oczko to to samo. Muszę spróbować schwycić panią ząbkami za pończochę. Jeżeli jest tak jak podejrzewam, to pani sama sobie jest winna, bo kto to widział, żeby bawić się z psem w tak delikatnym odzieniu. Nie ma pończoch z czegoś grubszego, czy co?

 15.1.2004  Tak sobie leżę i myślę, że królem zwierząt jest pies. Do tego na pewno Beagiel o takim umaszczeniu jak ja i dlatego nie byłby mu potrzebny płaszcz z gronostajów. Zresztą taki płaszcz pewnie by od razu zeżarł. No przynajmniej wytarmosił. Wszyscy musieliby do niego mówić "Wasza Beaglowatość", albo "Najdostojniejsza Psia Mordo". Król obwieszczał by swą wolę tak: "Niniejszym obszczekujemy wszystkim naszą Psią Mordą, że...". Każdy poddany mógłby polizać królewską Dostojną Psią Łapę, na co król zamerdałby łaskawie Ogonem. W skarbcu spoczywałaby Wielka Wołowa Kość. Codziennie cały dwór biegłby obsikać granice królestwa, żeby żaden kot niecnota nie wlazł. Ministrami też byłyby psy. Nie bardzo wiem, jak w tym psim królestwie ulokować poszczególne rasy, tyle tych ras jest przecież. Może tak: charty i wyżły - sekretarze, dobermany - straż przyboczna. W wojsku służyłyby boksery, a jako oficerów widziałabym owczarki niemieckie. Podobno to bardzo mądre psy. Słyszałam kiedyś, że szedł sobie facet z owczarkiem niemieckim, a z naprzeciwka szła jakaś niewiasta. I ta niewiasta pyta: "Panie, to jest owczarek niemiecki?". A pies odpowiada: "Jawohl, natürlich meine Frau!". No więc jak tu takiego mądrego psa nie zrobić oficerem w siłach zbrojnych? Gońcami oczywiście byłyby gończe (poza moją rasą). Tylko co zrobić z jamnikami? Aż mi się spać zachciało od tego rozmyślania. Może mi się przyśni psie królestwo? I ja jako "Najdostojniejsza Psia Morda" z Wielką Wołową Kością w pysku...

 16.1.2004  Podobno moja babka ze strony ojca była cała biała i miała tylko dwie czy trzy czarne, okrągłe łaty, w tym jedną w tym samym miejscu co ja, czyli u nasady ogona. Czyli ja jestem taka śliczna po babce. Moi państwo pokazali mi zdjęcie babki na ekranie komputera. Ogon miała brązowy z białym końcem i brązowe uszy oraz otoczenie oczu. Ładna była. Chciałam polizać, ale mi nie pozwolili. No to sama się polizałam po łapach i po brzuszku. Pieskie jest to życie. Nie ma mamy, ani taty, ani babci, że o dziadku nie wspomnę. Wiem, że Piotrek mnie kocha, ale jednak co pies to pies. Dobrze, że chociaż sąsiad z dołu jest podobny do psa, co ja mowię - jest psem. Tylko, że on mnie nie odwiedza, bo jeszcze, nie miałam trzeciego szczepienia i nie mogę bawić się z innymi psami. Pieskie życie...

 17.1.2004  Dzisiaj był dzień inne niż wszystkie. Przed południem moja ukochana kość wpadła mi pod szafę. Jak ja się na nią naszczekałam, żeby wyszła. I nic. Jakby była głucha. Dopiero pan mi ją wyciągnął. Potem odwiedziłam wreszcie sąsiada z dołu, też Beagla, tylko dwa miesiące starszego. Miły kawaler. Naganialiśmy się i nadokazywaliśmy jak nigdy, a raczej jak to tylko Beagle potrafią. Potem pojechaliśmy do lekarza, żeby obciąć mi pazurki. Zaraz po obcięciu pazurków, ten lekarz dał mi jakies świństwo do pyska. Brr, jakie niedobre. Że też ci ludzie muszą się tak znęcać nad niewinnymi stworzeniami. Wieczorem znowu bawiłam się z sąsiadem. Jestem taka skonana, że aż mi się chce spać. Idę odpocząć na moje legowisko. Nawet jakby było polowanie, to chyba nie wstanę.

 19.1.2004  Dzisiaj mój pan opowiedział pani taki dowcip. Spotyka się dwóch myśliwych i jeden mówi do drugiego: "Wiesz, zastrzeliłem swojego psa". "A co wściekły był" - pyta ten drugi. A pierwszy myśliwy na to: "No wiesz, zadowolony to on nie był". Ale głupie. Nie wiem z czego się śmieli. Wymyśliłam więc szybko taki wierszyk: "Stoi myśliwy niczym osika, co pies przechodzi to go obsika.". No! Jestem z siebie zadowolona. Odszczekałam się.

 21.1.2004  Oglądałam moje zdjęcia sprzed kilku tygodni. Ale klucha. I jakie krótkie łapy. Morda też jakby odrobinę krótsza. Ale moim domownikom te zdjęcia się podobają. Gdybym mogła, to bym je zaraz pogryzła. Podobno, jak się urodziłam, to miałam różowy nosek. Okropność.

 23.1.2004  Wyobrażam sobie jak moi domownicy wyglądaliby, gdyby byli psami. Pan byłby pewnie, z lekka wyliniałym, bernardynem. Takim dużym, dobrodusznym i ciepłym. Z baryłeczką piwa u szyi. Bernardyny na obrazkach mają takie baryłeczki - pewnie noszą w nich mleko. Do pani pasuje seter irlandzki. Oboje są rudzi. I weseli. Co do Piotrka, to nie wiem, jaki pies by do niego pasował. Chyba najbardziej dalmatyńczyk. Jak stoi. Bo jak leży to jamnik. A może raczej chart? Bo to takie długie jak patyk.

 25.1.2004  Już wiem, po co ludzie mają kolana. Żeby pies mógł na nich leżeć. Jak tylko widzę kolana któregoś z moich domowników w zasięgu mojej pupy, to zaraz się tarabanię. Piękny obyczaj. Oni mnie wtedy zaraz głaszczą. Odkryłam, że pani kuca, żebym nie podarła jej pończoch. To ja wtedy szybciutko wskakuję i już pani może mnie głaskać. Pomagam jej w ten sposób okazać psu ludzkie uczucia. Nawet jak wtedy wstanie, to ze mną na rękach, co mi bardzo odpowiada. W końcu jestem jeszcze malutka. Zaraz też wtulam nosek pod jej rekę i jestem gotowa do spania.

 31.1.2004  Pani piła z jakiejś szklanki płyn o nader miłym zapachu, a co się napiła, to dostawała coraz żywszych rumieńców. Zaczęłam piszczeć, żeby też mi dała i dostałam... ale tylko palec do oblizania. Dobre było. Z radości tak mnie rozsadzała energia, że sama nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Po prostu euforia. A co się przy tym naprychałam i naszczekałam. Aż sama nie wierzyłam, że tak potrafię. Ci ludzie to mają sposoby, żeby uszczęśliwić psa.

 28.2.2004  Ostatnio mój pan coś leniwie podchodzi do mojego pamiętnika i rzadziej spisuje moje myśli. A szkoda, bo tyle mi się w główce kołacze. Ciekawa jestem, czy jak mu nasikam do butów, to wreszcie się mną zajmie.

 10.3.2004  Obgryzłam bufet. To znaczy deski boazeryjne, którymi bufet jest obudowany. To są deski sosnowe, więc bardzo dobrze nadają się do gryzienia, a do tego nie mają przykrego smaku. Sama byłam w domu i trochę sie nudziłam, a ten bufet stoi obok mojego posłania i aż się prosi, żeby go trochę podskubać. Tym bardziej, że można to robić nie wstając z legowiska. Wspaniała sprawa. Ludzie potrafią jednak stworzyć swoim ukochanym psom warunki godziwego bytowania.

 18.4.2004  Byłam na wystawie psów rasowych - posokowców, u nas w Toruniu, zresztą. Posokowce to dla nas beagli "bracia w łowiectwie". Są większe od nas, a ich właściciele twierdzą, że ładniejsze, podobnie jak nasi o nas. I dzięki temu wszystko jest w porządku i wszyscy są szczęśliwi. Na tej wystawie psy chodziły wkoło na wydzielonym kawałku łąki (ten wydzielony kawałek nazywa sie ringiem), a ludziom bardzo się to podobało. W sumie nie wiem o co tu chodzi, ale jest fajnie, i wszyscy są bardzo przyjaźnie nastawieni do psów. Jednym słowem taki lepszy kawałek świata. Gdyby tak było zawsze i wszędzie...

 20.4.2004  Zaczęłam chodzić na treningi dla psów. Na razie chodzimy we dwoje - ja i Rubin. Tam jest fajnie, można się wybiegać i wybawić do woli. Mamy też zajęcia w ringu i uczymy się chodzić wkoło niego, nie bardzo wiadomo po co. To jest jakaś zabawa ludzi, w której psy biorą udział. Łaskawie sie zgodziłam, na to bezsensowne łażenie po ringu, pod warunkiem, że będę dostawać za to smakołyki.

 4.5.2004  Byłam nad morzem. Morze to taka wieeelka, słona kałuża. Nie da się tego przejść. A poza tym woda jest zimna i śmierdzi rybami. Ale w sumie nad morzem jest bardzo przyjemnie. Najbardziej podobała mi się plaża. Plaża składa się z piasku i ludzi, ale pisaku jest więcej. Można tam biegać swobodnie i kopać dziury i nikt za to nie krzyczy, tylko wszyscy się cieszą. Rubin też był, ale mieszkał w innej budzie niż my. Spotkaliśmy też na plaży inne beagle, bo tam z psami było sporo osób. Psy jednak wiedzą, gdzie im jest najlepiej.

 16.5.2004  Dzisiaj pojechaliśmy na wystawę psów rasowych do Inowrocławia. Byłam wystawiana. Już wiem, o co chodzi na tych wystawach - wybiera się najładniejsze psy. Ale po co się wybiera, to nie wiem. Mam nadzieję, że nie po to, aby je potem zjeść. Oczywiście psy biorące udział w wystawie nic z tego nie mają - wręcz przeciwnie - są głodne i zmęczone. Głodne są dlatego, że niektórzy właściciele nie dają swojemu psu przed wystawą jeść, bo podobno, jak pies jest głodny, to lepiej chodzi w ringu. Jednym słowem - takie małe barbarzyństwo. A do tego zakłamanie, bo najpierw psa się głodzi, a potem mu się mówi, że się go kocha. Tacy są ludzie. Te wystawy są chyba organizowane dla zaspokojenia ich własnej próżności.
Prócz tego psy są zmęczone, bo wiezie się je z miasta do miasta samochodami, niejednokrotnie w ciasnych klatkach, tylko po to, żeby się pochwalić nimi przed innymi ludźmi. Dla zaspokojenia własnego egoizmu.
Ja na szczęscie nie byłam przez moich głodzona. Występowałam w klasie szczeniąt. Zdobyłam tytuł "wybitnie obiecująca" i żółtą wstążeczkę, podobnie jak Rubin. Tylko po co mi to?

 17.5.2004  Pani wyjechała i jestem z chłopakami sama. To dopiero jest raj. Pan mnie karmi, daje łakocie, nosi na rękach i bawi się ze mną. Piotrek chodzi ze mną na spacery i pozwala leżeć na swoim łóżku. Pełna sielanka. Tak należy obchodzić sie z psem.

 6.6.2004  Pani wróciła i powiedziała, że przytyłam. Bo ja wiem? Chłopakom się podobam. Pan mówi do mnie "moja klucha kochana", albo "moja krówka". I mówi, że ja się jeszcze rozwijam, więc nie mogę być chuda. A pani, jak zwykle, jest przeciwnego zdania. Bo u nas pan, na ogół, ma inne zdanie niż pani. I w takich przypadkach pytają Piotrka, co on sądzi. No więc w sprawie mojej "tuszy" Piotrek powiedział, że nie jestem za gruba - "no może troszeczkę". Pani i tak upierała się przy swoim, co nie przeszkadzało jej dać mi łakoci, które dla mnie przywiozła. I w tym momencie wszystko jej wybaczyłam.

 13.6.2004  Byłam na wystawie psów w Kaliszu. Wrażenia te same co na wystawie w Inowrocławiu. Ponownie zdobyłam tytuł "wybitnie obiecująca" i żółtą wstążeczkę. Rubin też.

 5.7.2004  Pan i Piotrek wyjechali do Kołobrzegu, jestem więc z panią sama. Pani pozwala mi teraz na wiele więcej niż zwykle, tym bardziej, że dzięki mnie ma się do kogo odezwać. Złagodniała też jakby trochę. Dobra jest ta moja pani. Nawet na mnie nie krzyczała, gdy pogryzłam pilota od telewizora, bo akurat był w zasięgu moich ząbków (w sumie taki pilot to rzecz bez smaku, ale z nudów da się pogryźć).

 16.7.2004  Chłopaki wrócili. Co za radość. Mało mi się ogon nie urwał, tak się cieszyłam. Oni też, ale nie mieli czym merdać, wytarmosili mnie za to solidnie.

 27.7.2004  Podczas lata często jeżdżę z moimi domownikami na działkę. Oni zawsze coś robią - koszą trawę, albo wyrywają chwasty, a ja zwykle się nudzę. Najczęściej wtedy kopię dziury w tym ich pięknym trawniku. Wykopałam ich już 11. Ja kopię, a pan cierpliwie zasypuje. Tak się bawimy. Pan pozwala mi kopać, bo wie, że kopanie dziur leży w naturze beagli, więc trzeba to uszanować. Ostatnio pan wiąże mnie w tym samym miejscu. Wykopałam tam sobie ogromną dziurę i ciągle ją powiększam. Pan jej nie zasypuje, żeby mi nie robić przykrości.
Bywa też tak, że mogę pobiegać swobodnie, bez smyczy. Wtedy zawsze najpierw biegnę do domu ciotki Piotrka i wyjadam kotu żarcie, potem wypijam albo rozlewam mleko, a potem szybko uciekam. I nikomu nie daję się złapać. Bardzo mi się takie dni podobają.

 20.8.2004  Byłam u pani Basi na podstrzyżynach, bo znowu będzie wystawa psów i muszę ładnie wyglądać. Pani Basia podcięła mi to i owo, w tym ogonek. Ach, jaki teraz jest śliczny. Przedtem też był śliczny, ale teraz bardziej. Ogon u beagla to cecha rasy. Musi być podniesiony do góry i z białą końcówką. Podobno po to, żeby myśliwy widział wśród wysokich traw, gdzie jest jego pies. Tylko że teraz nie chodzi się z beaglami na polowania, więc nie wiem po co ten cały ambaras. Coś czuję, że czeka mnie jeszcze kąpiel. Nie przepadam za kąpielą, ale trudno, nic na to nie poradzę. Jestem za słaba, żeby się skutecznie bronić. Taka jest psia dola.

 22.8.2004  Znowu byłam na wystawie, tym razem w Toruniu. Dostałam ocenę "bardzo dobrą" i czerwona wstążeczkę, bo, zdaniem sędziego, jestem za gruba. Ale przecież beagiel nie może być chudy - chude powinny być takie psy jak charty. Widocznie ten sędzia się nie znał. Warto przy okazji wspomnić, że Rubin dostał złoty medal.
Poznałam na tej wystawie tatę - Blaze'a. Ale on mnie chyba nie poznał, bo nie miał ochoty mnie chociażby polizać. Za to polizał chyba moją panią, albo ugryzł - nie wiem dokładnie. W każdym bądź razie potem pani często go wspominała.
Za to mojej hodowczyni - pani Basi bardzo sie podobam. Mówi że mam mordę Balze'a.

 28.8.2004  Poznałam moją rodzoną siostrę - na imię ma Fiona, a jej imię rodowodowe to Flower English Marticaria. Jest też łaciata, tak jak ja, i bardzo do mnie podobna. Od razu się zaprzyjaźniłyśmy. Przyjechała ze swoją panią na trening. Rubinowi też się chyba podobała.

 10.9.2004  Była u mnie koleżanka z Olsztyna, bardzo miła suczka, też beagiel, trochę ode mnie starsza. Na imię miała Petsi, czy tak jakoś - nie wiem dokładnie, bo przedstawiła mi się dość niewyraźnie. Przyjechała na jutrzejszą wystawę psów myśliwskich. Pobawiłyśmy się trochę, a ona nad wyraz szybko zadomowiła się u nas. Nawet wysikała się na dywaniku w salonie (ja też jeszcze nieraz tam sikam), co uznałam za wyraz wielkiej przyjaźni. Nasze obie panie były tym, chyba, zachwycone.

 11.9.2004  Dzisiaj rano pojechaliśmy na wystawę psów myśliwskich w Toruniu. Jak tylko weszliśmy i zobaczyłam taką dużą ilość psów myśliwskich, to pomyślałam, że szykuje się jakieś polowanie z nagonką, i to na grubego zwierza, bo był tam też m.in. karelski pies na niedźwiedzie, prócz tego beagle, basety, wyżły, ogary, płochacze, posokowce, jamniki i wiele innych ras. Ale potem skojarzyłam, że to przecież wystawa. No trudno. Znowu ludzie urządzają sobie zabawę naszym kosztem.
Ze znajomych psów były moje przyjaciółki Petsi i Fiona (ona nie brała udziału w wystawie), Rubin i Blaze Junior.
Ja dzisiaj nie miałam ochoty brać udziału w zabawie ludzi. Jak Piotrek ze mna wszedł na ring, to jeszcze byłam spokojna, ale jak sędzina chciała mi oglądać zęby, to się zdenerwowałam i postanowiłam nie pokazać. Bo co jakaś obca pani będzie mi oglądać co ja mam w mordzie. Piotrek wziął mnie na ręce, żeby sędzina łatwiej mi obejrzała zgryz, ale ja sprytnie się mu wyrwałam i uciekłam z ringu. Ludzie byli zachwyceni. Ja też byłam z siebie dumna. Ostatecznie zajęłam III miejsce i dostałam oceną "doskonałą" oraz niebieską wstążeczkę i medal. A do żarcia nic. Zmarnować mnie chcą, czy co?
Rubin zdobył srebrny medal, a Petsi i Balze Junior złote. Poza tym Petsi "wygrała rasę" i zdobyła II miejsce w klasyfikacji na najpiękniejszego psa w grupie. Pogratulowałam jej osobiście. A tu są jej zdjęcia z wystawy.

 12.9.2004  Pani znowu coś kombinuje. Ustawiła mnie na stoliku i rozstawiła mi łapy jak na wystawie. Oczywiście uciekłam, ale czuję, że na tym się nie skończy.

Opowiadania Foxie spisuje Piotr J. Iwiński

Przeglądarka
    Ustaw stronę startową
Powiadamiacz
  E-mail:  
  Podpis:
  
Subskrypcja
  
   Zapisz się.
   Wypisz się.
Jak podoba Ci się ta strona?
   Super!
   Taka sobie
   Dno
   

Zobacz wyniki
Pajacyk

© Piotr M. Iwiński
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie i wykorzystywanie materiałów i zdjęć znajdujących się na stronie tylko za zgodą autora lub z podaniem źródła ich pochodzenia. Autor strony nie ponosi odpowiedzialności za jakiekolwiek straty wynikające z niewłaściwego wykorzystania treści lub ewentualnych błędów w danych umieszczonych na stronie.
Stronę najlepiej oglądać w rozdzielczości 800x600
Gemius - lider w badaniach Internetu